sobota, 28 listopada 2015

Mama na zakupach!

Stare zdjęcie - z 2012 - z Jasiem było inaczej :)
     Jako mama na pełen etat nie codziennie mam okazję wyjść sama na zakupy. Nie mówię o takich "poważniejszych", ale takich zwykłych, typu chleb, mleko, ziemniaki. Daję radę, jak wiele z kobiet, które spotykam w tych wszystkich sklepikach osiedlowych, dyskontach, czy galeriach. Luzik... Da się ogarnąć.



     Jeszcze pół roku temu wsadzałam Piotra do wózka i witaj galerio! Wystarczyło dać się wybiegać wokół fontanny ("moja" galeria takową posiada), potem buła, tudzież soczek i spokój. Oczywiście wszystko w porze drzemki. Potem godzina, a nawet półtorej buszowania po sklepach.

     Po wakacjach schemat uległ zmianie, bo dla Piotrusia wózek teraz to "samo zło". Wyjęłam go z szafy jakieś 3-4 razy, przyparta do muru, z nagłą potrzebą pospacerowania i przewietrzenia. Siebie, nie dziecka. ;)

     Galeriowe auta też się nie sprawdziły. Raz spróbowałam i to raczej nie dla nas... Piotr kręcił kierownicą jakieś 10 minut, a kolejne 20 próbowałam go w nim zatrzymać robiąc jednocześnie zakupy... Nie, nie...


     Zostają wieczory, ale wolę już je spędzić w domu np. z książką. W końcu dzieci wtedy śpią i jest spokój.

     Wracając do samotnych zakupów, to mam pewien nawyk. Spieszę się! Serio. Przykład z dzisiaj. Dzieci zostały pod opieką Męża, a skoro sobota, to miałam dużo czasu. A ja co? Sprintem wyszłam z domu i w połowie drogi stwierdziłam, że niepotrzebnie tak lecę. Uff...Mówiłam do siebie, odruchowo zerkając na boki i czując, ze czegoś (tfu, kogoś) brakuje. No tak to jest, jak się ma zawsze przy sobie dwulatka.

     W sklepie nie było lepiej. Przyłapałam się kilka razy, że nerwowo szukałam wzrokiem swej pociechy i nasłuchiwałam czy nic nie spada i się nie niszczy... Serio.

     Myślałam, że to ja tylko taka nerwowa i spięta, ale po zrobieniu szybkiego researchu wśród znajomych mam, odkryłam, że nie jestem sama. Od razu mi ulżyło, właściwie to śmieję się sama z siebie, ale tym zagadnieniem powinni zająć się specjaliści? Ech...
   
     Dodam tylko, że dzisiejszy "wypad" zaliczam do udanych. Mam już upominek mikołajkowy, jakieś co nieco do kalendarza adwentowego (czas się zająć tym tematem!!!), no i część prezentu dla Jasia pod choinkę. Jestem zadowolona, bo ogarniam temat prezentów systematycznie, może uniknę gorączkowych poszukiwań dzień przed Wigilią?!?! :) Czego sobie i Wam życzę!

Udanego weekendu!