czwartek, 12 grudnia 2013

Wish list czyli...

     Co zajrzę na jakiegoś bloga to widzę zrobione listy życzeń do Mikołaja. Nigdy czegoś takiego praktykowałam, bo niewiele mi potrzeba do szczęścia, ale ... Może jestem dziwna, ale ja zawsze się cieszę z tego co dostanę. Serio. Wychowano mnie w poczuciu, że liczy się gest, a nie wartość materialna. Doceniam trud wybrania, zakupienia i zapakowania.

     Zgodnie z panującą jednak modą na robienie list, spędziłam wiele chwil na dumaniu czego mi potrzeba. Pewnie mogłabym sama sobie to kupić ( może nie od razu), ale chyba nie do końca są to rzeczy niezbędne.
Lista zrobiona, choć "wymęczona". A dokładnie dwie listy. Jedna to wersja hobbystyczna, druga kobieca :)

HOBBY


1. Tablica do bigowania. Generalnie zbędna, aczkolwiek niezwykle ułatwiająca pracę przy robieniu np.pudełek. Przydałaby mi się ostatnio...
2. Mój ulubiony sklep z materiałami do rękodzieła. Papierów, tekturek, taśm i wykrojników NIGDY nie jest za dużo...
3. Namiot bezcieniowy. Coś nad czym dumam od dawna, a co ułatwia fotografowanie przy takich okolicznościach przyrody jakie mamy w obecnej porze roku.

KOBIETA


1. Piżama. Niby nic wielkiego, ale mam braki w tym temacie, a znalezienie odpowiedniej graniczy z cudem. W rozsądnej cenie oczywiście. Musi mieć długie spodnie i krótki rękawek, bawełniana, bez dziwnych nadruków i słodkiej kolorystyki. 
2. Prenumerata Twojego Stylu. Każdy, kto mnie dłużej zna, że czytam od wielu lat i niezmiennie jest to moja comiesięczna "odrobina luksusu na co dzień" :)
3. To nie jest zwykła bransoletka. To Lilou z zawieszkami: serce byłoby z literką K, a koniczynki to J i P. 
4. Hula Hop z wypustkami. W dzieciństwie uwielbiałam "kręcić", a dziś mogłabym to połączyć z rozbijaniem tkanki tłuszczowej. Znaczy opony...
5. Torebka firmy Parfois. Lubię ich wzornictwo, wykonanie też całkiem, całkiem...Chociaż miałabym problem z wyborem modelu.

     Muszę się przyznać, że wymęczyłam to wszystko. Niektóre z tych rzeczy chodziły za mną od dawna, niektóre wyszukałam, ale dzięki temu wiem, na co zbierać. 
     Poza wszelką wątpliwość zaś najtrafniejszym prezentem jest książka! Absolutnie!!!

Tym jakże świątecznym wpisem piszę DOBRANOC :)

Ps. Jeśli zrobiliście takie listy na swoich blogach, dajcie znać. Chętnie poczytam i się zainspiruję!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Wyjaśnienie i wyniki rozdawajki

     Miałam dłuższą przerwę w blogowaniu. Ostatnie dwa tygodnie całą swoją energię i siły skierowałam na dzieci. Jasiu przyniósł przeziębienie z przedszkola, zaraził Piotrusia. Dostali antybiotyki, Starszy ładnie zareagował, a Maleństwo nie. Wylądowaliśmy w szpitalu z obustronnym zapaleniem płuc, gdzie spędziliśmy tydzień. Pomijam warunki tzw. bytowe (własna leżanka!), bo lekarze pielęgniarki pomocne, miłe (z małymi wyjątkami). Przetrwaliśmy, ale chyba będę dochodzić do siebie jeszcze przez jakiś czas...

     W związku z powyższym bardzo przepraszam wszystkich zainteresowanych mini rozdawajką. Dziś szybko spisałam chętne osoby i przeprowadziłam losowanie. Podziękowania i reklamacje proszę kierować do Jasia;p

     Nie będę przedłużać...
     Offca dostanie wybraną przez siebie kartkę (renifera?), proszę tylko o przesłanie danych do wysyłki na maila: urszula.jaworska@gmail.com.

Dziękuję za uwagę!

Ps. Czy u Was też jest śnieg? Mała poprawka: dziś śnieg już stopniał, a na podwórku smętnie leżą resztki baławanów...

czwartek, 28 listopada 2013

Kartka w formie piły do cięcia!

Wieczory mijają z prędkością światła, chociaż ciągle coś tnę i kleję. Po intensywnej niedzieli miałam sobie odpuścić na kilka dni, ale NIE POTRAFIĘ. Pomysł goni pomysł, a materiałów ubywa. :)

Dziś kartka, którą zrobiłam Tacie na urodziny. Dla "złotej rączki".

wtorek, 26 listopada 2013

Sezon grypowy i mini rozdanie :)

     Jaś przyniósł przeziębienie z przedszkola (?), siedzi od piątku w domu, a od wczoraj także Piotruś ma antybiotyk... Bomba, prawda? Dzieci kaszlą, kichają, marudzą, kiepsko sypiają. A do tego nie za bardzo chcą jeść. Trudno wytrzymać, więc kiedy tylko jest okazja, "uciekam".

     Najfajniej jest, gdy można wyjść z domu i tworzyć! W niedzielę spotkałam się z koleżanką na robieniu świątecznych kartek. Były pogaduchy, słodkie co nieco, ale przede wszystkim ostra harówka. Jak tylko ogarnę zdjęcia, to owoce tejże pracy będą do kupienia w moim sklepiku na Artillo. :)

***

     Dziś pochwalę się trzema kartkami, które powstały po "buszowaniu" po Pintereście. Czy już wspomniałam, że uwielbiam to miejsce w sieci?!?!?!

Kartka nr 1 RENIFER




Kartka nr 2 STRÓJ MIKOŁAJA


Kartka nr 3 KULA ŚNIEŻNA

Tak wiem, bałwankowi brakuje rąk... :)

     Zastanawiam się, która kartka Wam się najbardziej z tych trzech podoba... Może mogłabym jedną z nich Komuś podarować w jakieś małej, szybkiej rozdawajce? Dawno tego nie robiłam, więc piszcie w komentarzach wybrany numer. Jeśli będą chętni, to przeprowadzę losowanie 1 grudnia. To jak?Kto się zgłasza?





wtorek, 19 listopada 2013

Reklama dźwignią handlu...

     Jakiś czas temu w prasie kobiecej i na blogach modowych zaczęły się pojawiać recenzje książki Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz.

     Jako kobieta, która lubi kosmetyki tego Pana ( do tuszu 2000 calorie często wracam!) czułam się zobowiązana do przeczytania tej biografii. Tym bardziej, ze jego nazwisko pojawiło się w przeczytanej wcześniej Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno. 

     Max Factor urodził się w Łodzi jako Maksymilian Faktorowicz, ale gdy przypłynął do Ameryki urzędnicy zapisali jego dane po swojemu. W książce poznajemy losy Maxa od czasów, które spędził na rosyjskim dworze, aż do jego śmierci, gdy firma świetnie prosperowała. Właściwie to książka bardziej skupia się na tworzeniu marki Max Factor, niż na samym człowieku. Mimo tego, jawi się on jako wielkoduszny pan, którego pasją było upiększanie kobiet, poprzez podkreślanie jej naturalnych zalet.

     Mnie chyba najbardziej zafascynował wątek współpracy Maxa z kinem. Okazało się, że z jego usług korzystały wszystkie wytwórnie filmowe, miał swój udział w "tworzeniu" gwiazd, np. pofarbował na rudo słynne loki Rity Hayworth.

     Książkę czyta się łatwo, lekko i przyjemnie, jednak trochę jak dla mnie mało w niej samego Maxa Factora. Widać, że autor Fred E. Basten przyłożył się i dokładnie odrobił lekcję. Przejrzał archiwa, przepytał członków rodziny, obecnego właściciela firmy, zapoznał się z badaniami odnośnie stosowania kosmetyków. Szkoda tylko, że wyszło trochę "drętwo". Zabrakło lekkości, trochę więcej chciałabym się dowiedzieć o samym autorze nowoczesnego makijażu.

    Najważniejsze z tej książki to pokazanie Maxa Factora jako innowatora i pioniera makijażu. Sprawił, że malowanie się nie tylko zostało zaakceptowane, ale także pożądane.

     Reklama dźwignią handlu. Na okładce książki są słowa Gosi Baczyńskiej " Inspirująca historia twórcy nowoczesnego makijażu. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się modą". Te słowa mnie zachęciły do przeczytania tej książki, ale uważam, że są wyrwane z kontekstu, a Pani nie zapoznała się z tekstem.

     Na koniec mam pytanie: używałyście Drogie Panie jakiegoś kosmetyku Max Factor? Byłyście zadowolone? Chętnie poznam Wasze opinie.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Filmowo

     To była ważna chwila, bo Jasiu po raz pierwszy poszedł do kina!!! Sprawę ułatwiło towarzystwo Dziewczyny syna, Marianny. Dzieciaki długo się nie widziały, stęsknione śmiały się i biegały przed seansem, a potem grzecznie oglądały bajki. Wybór dla Jasia jak najbardziej trafiony, Stacyjkowo w końcu jest o ciuchciach:) Okazało się jednak, że 50 minut to trochę za długo, aby utrzymać dzieciaki w fotelach. Uważam jednak, że wypad na Poranek udał się znakomicie!
     Czekam z niecierpliwością na wyjścia do kina na bardziej "dorosłe" seanse". Filmy animowane to coś, co Mamuśka bardzo lubi! :)

***

     Moje spotkania z X Muzą są znacznie ograniczone do domowego fotela. Ma to swoje plusy oczywiście, odpadają jednak nowości. Sięgnęłam ostatnio do filmów z 2012 roku.

     Na pierwszy ogień poszedł Woody Allen i jego Zakochani w Rzymie.


     Mam zwyczajnie słabość do tego reżysera, jego neurotyczność bawi mnie i wzrusza. Nie tym razem jednak. Filmu nie ratuje ponownie parada gwiazd, z Penelope Cruz na czele. Gwiazda Piratów z Karaibów, sprowadzona do ładnej buźki i świetnej pupy, ewidentnie się marnuje. Ta kobieta ma mega talent, również komediowy, jednak Allen tego nie wykorzystał. Szkoda. 

     Jesse Eisenberg ciągle ma ten sam wyraz twarzy co w historii o powstaniu Facebooka (The Social Network). Wieje nudą od postaci chłopka ulegającego urokowi koleżanki swojej ukochanej.

     W Zakochanych w Rzymie najfajniejsza jest historia Roberto Beniniego, który zostaje pewnego dnia celebrytą. Świetnie pokazany absurd naszych czasów, gdy nie trzeba nic zrobić, powiedzieć niczego mądrego/odkrywczego. Absurd goni absurd. Fajne, lekko zagrane. 

     Po obejrzeniu stwierdziłam, że to najsłabszy film Woodego Allena jaki widziałam do tej pory. A tytuł był zachęcający. A Rzym tak dobrze mi się kojarzy...:)

***

     Na drugi ogień poszedł film Faceci w czerni 3.


     Miałam ochotę na film lekki, łatwy i przyjemny. Uwielbiam Willa Smitha, a sentyment do części pierwszej tylko mnie utwierdził w wyborze.

     Niech za recenzję wystarczą Wam słowa mojego męża: za dużo bzdur, za mało humoru. Oczywiście akcja biegnie wartko, gadżety są, ale magii jedynki brak. Raczej nie polecam tego filmu, chyba, że ktoś, tak ja chce odhaczyć całą serię. Pozostałym odradzam.

      Lepiej posłuchać hitu sprzed lat...:



A może polecicie jakieś fajne filmy z ostatniego roku, dwóch, na długie jesienne wieczory?
Pozdrawiam:)

piątek, 15 listopada 2013

Życie na fejsie :)

     Należę na FB do grupy dziewczyn, które urodziły dzieciaczki w sierpniu. Ekipa z nas spora, dzielimy się wątpliwościami, pytamy, radzimy, pomagamy wzajemnie. Poruszamy różne tematy, pokazujemy jak zmieniają się nasze maleństwa, jednym słowem: świetnie! Dzisiaj się okazało, że jedna z "sierpnióweczek" wypisała się z grupy. Cóż, można powiedzieć, że jej sprawa! Nikt nikogo nie zmuszał do zapisywania i siłą nie będzie przetrzymywał. No ale jak to w babskim gronie, rozgrzała dyskusja. Chyba każda z nas poczuła się odrobinę urażona, bo jakże to z tak szacownego grona rezygnować?! Okazało się, że dziewczyna wypisała się, bo nie ma żadnych problemów z córką!!! Hm... No i tym nas zastrzeliła. Gromadą zaczęłyśmy zbierać szczęki z podłogi. Dla tejże kobietki jesteśmy tylko bandą niekompetentnych, marudzących mamusiek?! Ach... Owszem, czasami za bardzo sobie lukrujemy pokazując nasze szczerbate maluchy, albo postępy w eliminacji "oponek". Może przesadzamy dając wpisy o 2 w nocy i czekając na odzew (często jest!). W tej grupie podoba mi się, że się wspieramy w trudach macierzyństwa, że stanowimy często jedyne towarzystwo "dorosłe" przez wiele godzin w ciągu dnia. Możemy postękać jak to nas sytuacja czasami przerasta, bo płaczące dziecko przez dłuższy czas wyczerpuje nas totalnie. Ok, wszystko ma swoje granice, ale żeby się nie pożegnać? Po tylu miesiącach rozmów? Ogłaszam wszem i wobec, że jestem zniesmaczona.
***
     Żeby nie było, że tylko na fejsie siedzę, to pokażę kartkę, którą zrobiłam na Chrzest Święty Julki. Piotruś poznał swoją przyszłą żonę, czyli impreza udana;)

     Kartka w popularnej formie sukienki, w tej wersji w pudełku z okienkiem.



***
Jestem ciekawa, czy Wy też należycie do jakiś zamkniętych grup na Facebooku? A może nie macie nawet tam konta?
Pozdrawiam ciepło:)

czwartek, 14 listopada 2013

Lizard :)

     W Poznaniu od rana mgła. Taka, że nie widać samochodów na parkingu. Zrobiło się szaro, buro, nieciekawie. W takie dni to można tylko spać. Właściwie, czemu nie? :)

     Zrobiłam ostatnio kartkę na 5 urodziny Karlosa. Miało być coś z jaszczurką. Ile ja się naszukałam jakieś sensownej grafiki?! Nic mi nie pasowało, aż w końcu sama narysowałam, wycięłam i wykorzystałam na kartce. Sam pomysł podpatrzyłam rzecz jasna na Pin!


     Obawiam się jednak, że w najbliższym czasie to już tylko karteluchy świąteczne będę robić...

***

Dziękuję Wam za przemiłe komentarze pod moimi poprzednimi postami. Dzięki, dzięki :)

niedziela, 10 listopada 2013

Święta 2013 cd.

     Dziś wyjątkowo krótko.



Przyjemnej nocki :)

sobota, 9 listopada 2013

Święta 2013 cd.

     Dziś kartki "misiowe". Uwielbiam. Rzekła skromnie Ula...



     Mam nadzieję, że miło spędzacie długi weekend. Tak jak ja :)

czwartek, 7 listopada 2013

Święta 2013 cd.

     Kolejna porcja kartek świątecznych. Dziś z reniferem...

Nr 1


Nr 2


Nr 3


Przepraszam, że tak zwięźle, ale ogrom spraw czasami poraża...
Dobranoc :)

środa, 6 listopada 2013

Święta 2013

     Rozpoczynam sezon kartek świątecznych. Praca wre, pomysłów więcej niż sił przerobowych (albo raczej czasu wolnego). Dzisiaj pokażę trzy wzory, w formie taga.

Nr 1

Nr 2


Nr 3


Mam swoją ulubioną wersję, ale jestem ciekawa, która z kartek Wam się najbardziej podoba?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Ida...

     Koleżanka zaprosiła mnie do kina (dziękuję B.) Poszłam, a jakże, bo dawno nie byłam, a perspektywa kawy po seansie, również nęciła. Tym bardziej, że wyjścia bez dzieci rzadko się zdarzają.

     Ida w reż. Pawła Pawlikowskiego to pięknie nakręcony film. Ładny wizualnie, czarno - białe kadry urzekają, mimo, iż sceny trącą momentami kiczem. Nie umiem wypowiedzieć się o temacie filmu, czas powojenny, rozliczeń i poszukiwań, jest mi obcy. Kiepsko odrobiłam tę lekcję historii...


     Ida to panna w klasztorze, którą krótko przed ślubami przełożona wysyła do jedynej żyjącej krewnej, aby poznała przeszłość. Ciotka okazuje się być sędzią, a nasza tytułowa bohaterka żydówką. Razem ruszają do rodzinnej wsi szukać grobu rodziny...

     Agata Trzebuchowska grająca Idę jest mdła, nijaka, w żaden sposób nie rozumiem jej zachowań. Cały film zdominowała Agata Kulesza, czyli ciotka głównej bohaterki. To postać tragiczna, z początku oschła, rozwiązła, z czasem pokazuje wrażliwość i kruchość. Mamy jeszcze postać przystojnego grajka, aczkolwiek niewiele wnosi do filmu.

     Akcja toczy się leniwie, ale piękne zdjęcia wynagradzają miałkość fabuły. To nie jest film, który mogę polecić każdemu. Właściwie to nie wiem dla kogo został nakręcony. Dla tych co żyli w tamtych czasach? Jako lekcja historii dla dzisiejszej młodzieży? Nie wiem...

   To film dla wielbicieli Agaty Kuleszy. Tak, zdecydowanie! :)

niedziela, 3 listopada 2013

Jeszcze dalej niż Północ

 Tak się jakoś ostatnimi czasy porobiło, że oglądam francuskie filmy. Głównie komedie, ale nie tylko. Chyba mi się gust zmienił, albo amerykańskie produkcje zrobiły się na jedno kopyto? Nie wiem, nie wiem... No dobra, mało filmów ostatnio oglądam, a w kinie to nie pamiętam kiedy byłam ostatnio. Ratuje mnie Canal+.

czwartek, 31 października 2013

A w Paryżu...

     Tak jak napisałam, tak też robię. Śpię mniej, chociaż bardziej dlatego, że dzieci się uwzięły, niż ja nastawiam budzik. Efekty są (poza "workami pod oczami"), bo zrobiłam już kilka kartek świątecznych, które sfotografuję wkrótce i pokażę, ale także skończyłam czytać kolejną książkę! A na półce pojawiły się kolejne, bo wysłałam jakiś czas temu zdjęcie na konkurs i zdobyłam pierwszą nagrodę.

 

     Dzisiaj jednak chcę opowiedzieć o Paryżu, a konkretnie o tym, jak rodzice francuscy wychowują dzieci, że nie grymaszą...


     Pamela Druckerman to Amerykanka, której przyszło żyć i wychowywać trójkę swoich dzieci w stolicy Francji. W pierwszym rozdziale dokładnie opisuje pomysł napisania tejże książki, pod wiele mówiącym tytułem: Francuskie dzieci nie rzucają jedzeniem...

     Jest to książka zdecydowanie dla wszystkich tych, którzy spodziewają się potomstwa, albo takowe już posiadają. To nie jest poradnik, ale raczej dogłębna analiza społeczna. Autorka z "dziennikarską dociekliwością tropi tajemnice francuskiego wychowania".

     Zaczyna od tematu ciąży, podejścia do zmieniającego się ciała, diety, ćwiczeń, potem pisze o nieprzespanych nocach, karmieniu naturalnym, albo mlekiem modyfikowanym, o powrocie do pracy, żłobkach, przedszkolach, kłopotach intymnych (refundowana rehabilitacja krocza!!!?), a także zmieniającymi się relacjami między partnerami.

     To co mi się podoba w tej książce, poza stylem pisania ("lekkie pióro"), to sposób, w jaki autorka porównuje systemy wychowania: amerykański (polski też pasuje), i francuski. Wyjaśnia dokładnie z czego wynikają różnice i jakie są skutki. A najważniejsze, że poznajemy odpowiedź pytanie z tytułu książki, dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą...
     Korci mnie, żeby chociaż w skrócie opisać pewne zasady, ale tego nie zrobię. Nie zabiorę Wam przyjemności przeczytania tej książki! Wiem, że czytanie o dzieciach wieczorem, gdy one w końcu już zasną, a wy padacie na twarz ze zmęczenia, jest ostatnią rzeczą o której marzycie, ale warto. Pomijając aspekt "wiedzy", to książka napisana jest lekko, z dystansem i humorem. Czyta się bardzo przyjemnie, a ja wiem, że muszę popracować nad cadre...

     Polecam gorąco W Paryżu dzieci nie grymaszą! :):):)

poniedziałek, 28 października 2013

Za dużo snu!

     Do takiego właśnie doszłam ostatnio wniosku! Ciągle mam wrażenie niedoczasu, zaległości piętrzą się, a ja nie mam wcale poczucia, że się lenię. Co to, to nie! Absolutnie. Postanowiłam, więc przeprowadzić dogłębną analizę mojego dnia i doszłam do wniosku, że muszę spać krócej. Do tej pory wychodziło jakieś 7,5 godziny z przerwą na karmienie Piotrusia, a czasami, żeby uspokoić Jasia... No i wychodzi na to, że jeśli zredukuję sen do 6 godzin to powinnam być wyspana i wypoczęta. Są ludzie, którzy twierdzą, że wystarcza im 4-5 godzin, ale ja IM NIE WIERZĘ!!!

     Nowy plan zaczęłam wprowadzać od dzisiaj, a właściwie od wczoraj. Zmiana czasu pomieszała w głowach moich dzieci, więc jestem "na nogach" od 5 rano... Cudowne doświadczenie, nie ma co! :)

    Plan ma mi pomóc nie tyle nadrobić zaległe prace domowe (umyję w końcu te okna!!!), ale raczej na nowo wprowadzić zwyczaj scrapowania wieczorami. Brakuje mi moich papierków, nożyczek, kleju, maszynek i wykrojników.... Zabieram się powoli za kartki świąteczne, ale dziś pokażę kartkę z okazji chrztu świętego małego Jakuba :)

     Odświeżyłam formę, którą już kiedyś wykorzystałam w kartce urodzinowej.

Książka :)


     Może wśród zaglądających na mojego bloga są tacy, którzy śpią mniej od ode mnie? A może wprost przeciwnie, więcej? Pochwalcie się, ile czasu potrzebujecie przeznaczyć na sen, aby normalnie funkcjonować?

wtorek, 22 października 2013

Jasiowa obsesja...

     Jakiś czas temu pisałam o zauroczeniu Jasia ciuchciami, a dokładnie Tomkiem. Nic się nie zmieniło w tym temacie, a właściwie tylko nasiliło. Pewnego dnia okazało się, że Jasiu zostawił w przedszkolu ciuchcię i wagon, a następnego nie udało się ich odnaleźć. Cały weekend musieliśmy go zapewniać, że będzie dobrze, ale skończyło się na zamówieniu nowego Tomka przez Allegro i reanimacji plastikowej Ani, która była bez kół... Tak, "karmimy jego głoda" chociaż mamy już serdecznie dość "Tomi Tomi", słuchania  i czytania kolejnych przygód tejże jakże sympatycznej ciuchci...

     W minioną sobotę dostałam "cynk", że na Targach Poznańskich ma miejsce impreza, na której m.in. są modele kolejnictwa. Postanowiłam zabrać Jasia, skoro lubi te klimaty...

     Napiszę tylko, że było interesująco... Jasiu wpadł amok, nic go innego nie interesowało, klapki na oczach i histeria, gdy powiedziałam, że musimy wracać do domu... Na szczęście zrobiłam kilka zdjęć i nagrałam filmiki... Teraz codziennie Jasiu podkrada mi telefon i przeżywa wszystko od nowa...

     Były pociągi ogrodowe... Na jednej Jasiu nawet jechał!


      Jednak to makiety i jeżdżące ciuchcie "skradły serce" synka...


      Dbałość o szczegóły porażała...




     Ta historia będzie miała ciąg dalszy. W poniedziałek dowiedzieliśmy się, że przedszkolaki pojadą niedługo do Borówca obejrzeć największą w Polsce makietę kolejnictwa!!! Muszę tylko uprzedzić opiekunów, że mogą mieć problem z odciągnięciem Jasia od ciuchci i powrotem do Poznania.

     Nie spotkałam się do tej pory z takim zaangażowaniem dziecka w tym wieku w konkretnej dziedzinie. To przekracza według mnie normalne zainteresowanie, to już czysta OBSESJA! A może się mylę?


poniedziałek, 14 października 2013

Diana...

     W tym roku mija szesnasta rocznica śmierci Diany, eksżony Karola, pierwszego w kolejce do tronu brytyjskiego. Matki Williama i Harrego. Królowej ludzkich serc. Do dziś pamiętam szum w tv i gazetach. Moja mama płakała oglądając Wiadomości (!). Największe wrażenie zrobiła na mnie scena, gdy dziennikarze pokazali nastoletnich synów z ojcem przechadzających się pośród kwiatów złożonych w hołdzie Diany. Uświadomiłam sobie ogrom ich tragedii, bezmiar rozpaczy, gdy w tak w młodym wieku traci się najbliższą osobę.

     Przez te szesnaście lat było sporo książek, filmów, programów dokumentalnych na temat życia Diany. Wiele faktów było naciąganych, inne pokazane z perspektywy innych osób (Królowa z Helen Mirren).
Jednak pozycja napisana przez Andrew Mortona jest najbardziej wiarygodną, bo główna bohaterka sama współtworzyła tę książkę.


     Nie mogę ocenić samej Diany, jej wyborów, słów i opinii. Jednak do samej książki mam małe "ale".
     Książkę otwiera rozdział "Jej własnymi słowami", gdzie Diana pisemnie odpowiadała na pytania biografa. Zawarła w niej wszystko, skrupulatnie oddała swoje uczucia i pragnienia, sytuacje i kontekst. Później A. Morton właściwie wszystko powtarza, tylko wtrąca trochę "ble, ble, ble". Może się czepiam, ale jego opisy nie wnoszą niczego nowego. Dlatego uważam, że może w ramach rocznicowego wznowienia, warto by było dać tylko druk Diany?

     Właściwie to skąd ten cały szum właśnie teraz?! 16 to nie jest okrągła rocznica... W kinach pojawił się film Diana, ale czy to wystarczający powód?

     Książkę czyta się dobrze, płynnie, gładko. Doskonała pozycja dla fanów biografii znanych ludzi, a także monarchii brytyjskiej. Polecam szczególnie pierwszy rozdział, a także posłowie napisane przez Elżbietę Królikowską-Avis. Wnosi nowe spojrzenie na związek Karola i Diany...

***
Może Ktoś z Was widział już ten film? Warto obejrzeć? Naomi Watts wygląda bardzo podobnie...

czwartek, 10 października 2013

Dla Ciężarówki :)

      Pamiętam jak niedawno robiłam dla siebie notes ciążowy, taki rodzaj pamiętnika. A tu już dzidzia na świecie ponad dwa miesiące...

     Zrobiłam jednak kolejny pamiętnik ciążowy, tym razem dla koleżanki z licealnej ławy. Uznałam, że przyda się coś na wszystkie wyniki badań, zdjęcia, zapiski dat kolejnych wizyt, czy wskazań lekarskich.

     Kolory podpatrzyłam z jednego z ostatnich wyzwań...


     Znalazły się na notesie kwiatki materiałowe...


     Dodałam trochę tiulu, żeby dodać lekkości...


     Podzieliłam całość na trzy części odpowiadające trymestrom. W każdej części jest "koszulka" na wyniki badań, a także miejsce na wklejenie zdjęcia dzidzi.


      Jest też kieszonka, w którą powinna się zmieścić karta ciąży...


     Troszkę tekturowych elementów i sznurka...


     Mam nadzieję, że notes / pamiętnik się przyda i będzie się sukcesywnie zapełniał. Aż do szczęśliwego rozwiązania, gdy będzie można zaznaczyć datę na stempelku od Jolagg


     Kolorystyka jest według mnie uniwersalna, chociaż to bez większego znaczenia, bo to pamiętnik ciążowy, mamusiowy, a nie dla dziecka. Chociaż wróżę koleżance córkę, hehe :) 

***

Dziękuję za odwiedziny, będzie mi miło, jeśli zostawicie kilka słów od siebie w formie komentarza :)

środa, 9 października 2013

Hello Kitty...

     Za mną długi weekend. Było męcząco, ale bardzo rodzinnie i sympatycznie. Wyjechaliśmy na chrzest Piotrusia, urodziny siostrzenicy i chrześniaka męża. Udało mi się jeszcze spotkać z koleżanką z licealnych czasów.

     Dziś pierwszy raz po ponad dwutygodniowej przerwie Jasiu poszedł do przedszkola. Rano był ryk i potok łez, ale mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Dzięki temu mogę spokojnie zająć się młodszym synkiem, który od jakiegoś tygodnia pięknie się uśmiecha. Liczę na to, że w najbliższym czasie ogarnę zaległości domowe i zabiorę się za scrapowanie. W planach robienie kartek świątecznych i album dziecięcy. Zobaczymy co z tego wyjdzie...

     Pokażę dziś dwie karteczki, jedną zrobiłam specjalnie dla córeczki mojej siostry, która skończyła właśnie 3 lata.



    Wiecie skąd pomysł na Hello Kitty na kartce...?!?


Różnica wieku między Klaudią a moim Jasiem to 3 miesiące... Fajni są, czyż nie?

***

Dziękuję za wszystkie komentarze, jest miło, że jeszcze tu zaglądacie. 
Już "za chwilę" pokażę pamiętnik - notes ciążowy!
Do zobaczyska!

poniedziałek, 30 września 2013

Uprawiam zapasy...

walka z oporem
Źródło
Od ponad tygodnia Jasiu ma kaszel i katar, nie chodzi więc do przedszkola. Muszę mu trzy razy dziennie podawać lekarstwa w syropie i tutaj dochodzi do scen rodem z maty zapaśniczej.

czwartek, 19 września 2013

Filmowo

     Dostałam od psiapsióły filmy do obejrzenia, więc pewnego wieczoru sprawdziłam na FILMWEB cóż to mam... Jak zobaczyłam opis pierwszego, to wymiękłam i poszłam spać. Kolejnego wieczoru stwierdziłam jednak, że coś mi tu nie pasuje, bo P. jakieś badziewia by mi nie poleciła! Odpaliłam film i wsiąkłam...
     Napisanie, że BYZANTIUM to historia o wampirach to wielkie uproszczenie. Jeśli ktoś spodziewa się opowiastki podobnej do Zmierzchu, to się srogo zawiedzie. Klimat, który wyreżyserował Neil Jordan (ten od Wywiadu z wampirem, Ondine, Odważna), daleki jest od lukrowanego podejścia do tematu.

     Byzantium opowiada historię dwóch wampirzyc, seksownej Clary i skromnej Eleonory, które ciągle zmieniają miejsce pobytu, ze względu na czyhające niebezpieczeństwo. Uciekając przed ścigającymi je mężczyznami trafiają do nadmorskiego kurortu, gdzie zamieszkują w tytułowym Byzantium.

     Najważniejsze w tym filmie są relacje łączące obie kobiety, które poznajemy stopniowo. Każda z nich reprezentuje inne podejście do tematu pozbawiania życia, sam wampiryzm ma trochę inne źródło niż w innych tego typu obrazach. Podoba mi się w tym filmie to, że to kobiety "grają pierwsze skrzypce", to wokół nich historia krąży. Są silne, nie mają długich kłów, nie mordują bez opamiętania i mogą przemieszczać się za dnia. Aktorsko Gemma Arterton (Clara) i Saoirse Ronan (Eleonor) wypadają przekonywująco. To nie jest jednak babski film.


     Duży plus należy się za dekoracje (morski kurort poza sezonem, szarobure blokowiska), które w połączeniu z muzyką dają posępne wrażenie. Dalekie od hollywodzkiego podejścia do tematu wampirów.

     Dla mnie Byzantium to połączenie melancholijnego dramatu z  mrocznym horrorem. Ale spokojnie, leje się sporo krwi, ale przemoc pokazana jest groteskowo, ubrana w cudzysłów. Można jeść spokojnie w czasie oglądania. A przynajmniej ja nie miałam z tym problemu...


     Wieczory robią się coraz dłuższe, więc jeśli Ktoś szuka czegoś wartego obejrzenia to polecam Byzantium!

***

Kochani, dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Cieszę się, że zaproszenia Wam się podobają, a rady, które daliście wdrażamy :)
Udanego dnia!