wtorek, 29 marca 2011

Warszaty

Zrobiłam sobie kilka dni przerwy od kompa. wyjazd do rodziców był do tego doskonałą okazją. Muszę przyznać, że odpoczęłam od rutyny domowej. Myślę, że wszyscy byli zadowoleni. Rodzice, bo mieli szansę lepiej poznać wnuka. Jasiu był mega słodki. Dużo się uśmiechał i "gadał". Niesamowite jak dzieci się szybko rozwijają i rosną. Nasz szkrab skończy niedługo 3 miesiące. W zeszłym tygodniu spakowałam wszystkie ciuchy i kupiłam nowe, rozmiar 68!!! Wszyscy mnie pocieszają, że to trochę zwolni przy rozmiarze 74. Heheh zobaczymy.

Zapisałam się na warsztaty z Tomaszem Jacykowem  . Będąc w ciąży byłam na spotkaniu z położną. Było bardzo sympatycznie, a ponieważ to spotkanie z tego cyklu, to zapowiada się sympatycznie. Mam tylko nadzieję, że Mąż zostanie z Jasiem..

Na ten tydzień zaplanowałam robienie kartek wielkanocnych. Bardzo mi zależy, bo już wymyśliłam co i jak, tylko muszę się zorganizować. Z tym może być ciężko. Zrobiło się ładnie, tak słonecznie, tak wiosennie. 

środa, 23 marca 2011

Zagrać w totka?

Wczoraj wieczorem dowiedziałam się, że wygrałam candy u MILENY i zostanę szczęśliwą właścicielką rzeczy potrzebnych do robienia np. kartek. HURRAAA
Wysłałam swój adres i teraz pozostaje czekać na "dary". To jest niesamowite, bo to już drugi raz w tym roku. Ba...Nigdy wcześniej niczego nie wygrałam, a tu proszę. Chyba muszę zagrać w totka! Podobno szczęście chodzi seriami. Tak mówią hazardziści w kasynie. (Czy wspomniałam, że jestem eks krupierką?!)
Zbliża się Wielkanoc, zaczynam myśleć o kartkach. Tzn. wiem już mniej więcej jak będą wyglądały, tylko szukam jeszcze inspiracji  i zbieram materiały. W przyszłym tygodniu siadam do pracy.

czwartek, 17 marca 2011

Brak czasu

Mimo świetnej organizacji czasu, nie wyrabiam się tak jakbym chciała. Nauczyłam się jeść szybko, bardzo szybko, zasypiam jak się jeszcze kładę, bloguję a jednocześnie słucham informacji na TVN24. Zaglądam na facebooka, ale na komentarze nie mam siły. Od czasu do czasu trafi się interesujący mnie artykuł w Wysokich Obcasach, np. o żłobkach. Teraz na "tapecie" mam Twój Styl, moja odrobina luksusu na co dzień. Sympatyczny wywiad z Agatą Kuleszą i bardzo inspirujący ze Zbigniewem Lwem-Starowiczem.W kolejce czeka książka, którą poleca mi mąż "W ciemności strachu" Maxime Chattam. 
Uff...
A jeszcze zamierzam się na dniach zabrać za robienie kartek Wielkanocnych...
Uff...
Dawno niczego nie gotowałam nowego, aż postanowiłam się przemóc. Tu znalazłam inspirację. Z braku pewnych składników zastąpiłam je innymi, więc wyszło zapewne inaczej, ale również smacznie.
Pulpeciki w sosie pomidorowym

500g mielonego indyka
cebulka
ząbek czosnku
łyżeczka oregano
3 łyżki bułki tartej
1 jajko
3 łyżki zwykłego sera żółtego
sól i pieprz

Sos

2 puszki pomidorów bez skórki (miałam całe, więc je pokroiłam porządnie)
szklanka wody
3 łyżeczki oregano (może być też dodatkowo suszona bazylia)
2 małe cebulki (jakie lubicie, mogą być białe, czerwone, zwykłe)
czosnek
szklanka mleka
sól i pieprz

Mięso wymieszałam w misce ze wszystkimi wymienionymi składnikami i uformowałam kuleczki wielkości orzechów laskowych.

W garnku podsmażyłam delikatnie cebulkę z czosnkiem na łyżce oliwy, dodałam pomidory, przyprawy i wodę, ugotowałam sos, by trochę się zagęścił. Wrzuciłam kuleczki mięsne i dodałam mleko. Pulpeciki gotowałam około 30 minut. Podałam z puree ziemniaczanym, ale można z makaronem lub ryżem.



 Niestety nie ma zdjęcia gotowego dania. Wszystko przez to, Janek strasznie tego dnia marudził, obiad robiłam etapami, praktycznie 2 godziny mi zeszły, więc jak już danie było ok, to myślałam tylko o jedzeniu. A nie fotografowaniu...

niedziela, 13 marca 2011

Czego o mnie nie wiecie?

W odpowiedzi na nominację od wyrodnamama , aby napisać siedem rzeczy, o których o mnie nie wiecie:
  1. W szkole podstawowej, gdy była moda na mini playback show, wystąpiłam razem z koleżankami jako NKOTB, czyli New Kids On The Block. Tak, tak... Nie rozumiem jak to możliwe, że wystąpiłam publicznie ( i to nie raz!) skoro byłam chorobliwie nieśmiała?!
  2. Odkąd pamiętam, byłam antytalentem kulinarnym. Potrafiłam wygotować wodę w czajniku! Wszystko przez to, że czytałam książki zawsze i wszędzie. Nie pamiętałam i nic nie słyszałam, bo tak potrafiłam się skupić. Wszystko uległo zmianie, gdy wyprowadziłam się na "swoje".
  3. Upiłam się kiedyś na jednej imprezie, aż tak, że urwał mi się" film" na kilka minut. Na szczęście. Od tego czasu bardziej się pilnuję i kontroluję. To było traumatyczne przeżycie, bo lubię mieć kontrolę nad swoim życiem.
  4. Ten blog prowadzę w tajemnicy. Nikt ze znajomych, nawet mąż o nim nie wie. Postanowiłam mieć coś tylko dla siebie, boję się komentarzy szczególnie męża. Generalnie to jest eksperyment. Wcześniej mąż uczył mnie tworzenia strony www, ale szybko sobie odpuściłam. Myślałam, że teraz tak będzie, a tu proszę! Chyba muszę mu powiedzieć, bo nie mam przed nim żadnych tajemnic i teraz nie czuję się z tym najlepiej.
  5. Byłam kiedyś blondynką!!! Jakieś pół roku walczyłam z odrostami, aż stwierdziłam, że natury się nie poprawia. Potwierdzam jednak, że blondynki są inaczej traktowane. Byłam w szoku.
  6. Jednym z moich ulubionych filmów jest Ostrożnie z dziewczynami . Taki mało ambitny film z Cameron Diaz, ale go uwielbiam. Widziałam nie wiem ile razy? 20,może 50? Chociaż ostatnio jakieś 2 lata temu. Ciężko się do tego przyznać...
  7. Nie potrafię przejść obojętnie obok wystaw sklepowych, potrafię obejrzeć się na ulicy za fajnie ubraną osobą. Ostatnio mijałam panią w średnim wieku w pięknym płaszczu. Był w obłędnie pięknym zielonym kolorze. Miałam chęć się zapytać, gdzie go kupiła, że wygląda pięknie (ta pani). Miała też doskonale dobrany kapelusik. Bomba!
Taka ta moja lista, dziękuję za nominację. Zapraszam obserwatorów mojego bloga do zabawy. Świetna zabawa, chwila refleksji każdemu dobrze zrobi.

czwartek, 10 marca 2011

Takie tam 2...

Chyba się nie pochwaliłam, że wygrałam ostatnio Candy u Filki. W tym tygodniu odebrałam papiery z  Wycinanki. Nie mogłam się doczekać, aby je wykorzystać, więc na pierwszy ogień poszła kartka z podziękowaniami dla cioci Małgosi. Ta kobieta to dopiero ma talent! Czego ona nie robi?! Na gwiazdkę dostaliśmy od niej bombki w "mundurkach" i kocyk dla Jasia w pięknych kolorach. A teraz na chrzest odebraliśmy kolejny , taki jaśniejszy, na wiosnę. Nie mam pojęcia ile czasu trwa zrobienie takiego kocyka??

1. Prezent świąteczny:
2. Prezent na chrzest:
A to kartka dla fajnej Babeczki, czyli cioci Małgosi:

wtorek, 8 marca 2011

Dzień Kobiet

Całkiem zapomniałam, że to dziś. Przy śniadaniu kuzyn, który przyjechał na chrzest Jasia, złożył mi życzenia. Potem zadzwonił tato (zawsze dostawałyśmy z mamą i siostrą po kwiatku bez względu na wiek!), a przed chwilą siostrzeńcy męża (12 i 8 lat!). Zapomniałabym wspomnieć o ochroniarzu "urzędującym" w bloku...Zastanawiam się kiedy Małżonek stwierdzi, że wypadałoby chociaż powiedzieć: no...to wszystkiego najlepszego...
Jestem trochę zawiedziona jego postawą, generalnie to rozumiem, że jesteśmy już kilka lat ze sobą, małżeństwem od 1,5 roku, mamy małe dziecko, znamy się jak łyse konie i nie mam co liczyć na dreszcze jak na pierwszych randkach. Tylko... kur.. nadal jestem kobietą!!! Wkurzam się, bo odkąd zaszłam w ciążę, a teraz wychowuję naszego syna, to funkcjonuję tylko jako żona i matka, tak jakbym przestała być kobietą. Owszem, nie zawsze wyglądam świetnie (po 2 miesiącach po porodzie mam jeszcze 4 kg do zrzucenia i wystający brzuszek), ale staram się dbać o siebie. Czyste i ułożone włosy, delikatny makijaż od czasu do czasu itd. 
Wystarczyłoby od czasu do czasu jakieś miłe słowo czy gest (typu kwiatek na Dzień Kobiet). Pewnie feministki mnie wyśmieją, bo przecież o naszym poczuciu własnej wartości decydujemy My same, Kobiety. Prawda jest jednak taka, że wszyscy, bez względu na płeć, potrzebujemy akceptacji najbliższych. W tej chwili najbliższą mi osobą jest mój mąż, a nie koniecznie czuję się piękna, mądra i pożądana. Chyba o to chodzi?!?!?
Chyba mam zły dzień...Jeden z tych, co powinny się szybciej kończyć...
Wszystkim kobietom, pięknym, mądrym, sympatycznym życzę spełnienia marzeń w tym naszym dniu! 
 

czwartek, 3 marca 2011

Oskary rozdane

Życie mnie ostatnio przerasta. Z niczym się nie wyrabiam, tracę energię na pierdoły. Mój zmysł organizacyjny, którym się chwalę, gdzie uleciał. Dziecko weryfikuje wszystkie moje plany i założenia. Np. zaplanowałam sprzątanie łazienki południu, gdy zawsze drzemie, ale nic z tego nie wyszło, bo akurat dziś Jaś przypomniał sobie, że wtedy powinien mieć kolkę. Walczymy z tym dziadostwem, czasami wygrywamy...Cóż, muszę się przestawić, że to nie ja decyduję o sobie, tylko dziecko! Są chwile, że nie wiem jak to wszystko ogarnąć. Zwyczajnie się boję. 
Na niedzielę mamy zaplanowane chrzciny. Generalnie obiad i kawa z tortem będzie po kościele, około 16.30. Na szczęście w restauracji. Zmieszczenie 17 osób na 50 metrach byłoby cudem. Jutro przyjedzie ojciec chrzestny Janka, żeby go poznać trochę (hehhe). Będziemy mieli zmiennika do tulenia w czasie ataku kolki. 
Jedzonko wybrałam typowe dla tego typu imprez: schabowy, de volaille (nie wiem jak się prawidłowo pisze?), pierś z kurczaka faszerowana suszonymi pomidorami, frytki, ziemniaki, surówki i warzywa gotowane na parze. Potem kawa lub herbata, no i tort królewski od Sowy (mój ulubiony, najlepszy na świecie).
Właściwie to miało być o Oskarach. Obejrzałam, chociaż następnego dnia. Nagrywarka się po raz kolejny przydała. Trochę się załamałam, bo nie widziałam żadnego wygranego filmu. Wstyd mi ogromnie. Uważam się za osobę zorientowaną w tym temacie, a tu taka plama. Jakoś tak się porobiło, że mało chodziłam ostatnio do kina. Zaawansowana ciąża i narodziny synka totalnie mnie odsunęły od tego "bzika". Mam nadzieję, że nadrobię zaległości prędzej czy później...Jest CANAL+, HBO, a także wypożyczalnia. Nie mogę się doczekać, żeby obejrzeć: "Jak zostać królem" i "Czarny łabędź".